piątek, 21 czerwca 2013

James Gandolfini

Przedwczoraj w wieku 51 lat zmarł James Gandolfini. Aktor był we Włoszech na zaproszenie festiwalu Taormina. Wczoraj miał być specjalnym gościem i wziąć udział w panelu dyskusyjnym razem z reżyserem Gabriele Muccino. Do jego śmierci doszło nagle, a wieść o tym wywołała szok. Powodem prawdopodobnie był zawał serca. Aktor znany był głównie z roli Tony'ego Soprano.

Może to lekko brutalne, ale szczere, ponieważ ta wiadomość nie poruszyłaby mnie w większym stopniu, gdyby nie fakt, iż ponad rok temu obejrzałem wszystkie 86 odcinków "Rodziny Soprano". Poza tym serialem, nie miałem zbyt dużych szans poznać Jamesa Gandolfiniego za dobrze. Oczywiście pamiętałem, że zagrał m.in. w "True Romance", "Romance & Cigarettes" i "Karmazynowym przypływie", ale dopiero po wciągnięciu się w losy Tony'ego Soprano oraz dotarciu aż do słynnego otwartego zakończenia całego serialu, utkwił mi on w pamięci. Od tamtej pory, zawsze gdy widziałem go w jakimkolwiek filmie, tylko czekałem aż uruchomi swój włoski akcent i ustawi wszystkich pozostałych bohaterów do pionu.

To "Rodzina Soprano" sprawiła, że polubiłem Gandolfiniego z powodu jego talentu i do dziś twierdzę, iż żaden inny serial nie odznacza się aktorstwem w tak dużym stopniu. Niedawno obejrzałem rewelacyjne "Killing Them Softly", gdzie sugestywnie obsadzono Jamesa w roli twardziela o nieco przebrzmiałej już sławie. W jego prezencji nic jednak nie zapowiadało, iż niedługo może odejść na zawsze. Cóż za ironia losu, iż aktor grający Tony'ego Soprano zmarł akurat we Włoszech. Jego występy w ciągu ostatnich lat, dawały nadzieję, że zagra jeszcze wiele bardzo dobrych ról. Byłem pewien, iż jeszcze nie raz uśmiechnę się z sentymentem widząc Jamesa Gandolfiniego na dużym ekranie. Szczerze utalentowani ludzie nie powinni kończyć kariery tak szybko. Wielka szkoda...